Witaj na naszej stronie

blog - blog - blog - blog - blog - blog - blog - blog - blog - blog
Pewnie wielu czytelników wyobraziło sobie już sytuację odwrotną. Oto X po raz kolejny powoduje kolizję i nie ma żadnego ubezpieczenia - ani OC, ani AC (cały czas zakładamy, że obowiązkowe OC nie istnieje). Tym razem poszkodowanym jest właściciel, a zarazem kierujący pojazdem V. Ten również, jako, że uważa siebie za genialnego kierowcę, który nigdy nie powoduje wypadków i kolizji, nie posiada żadnego ubezpieczenia komunikacyjnego. Wina X jak zwykle jest ewidentna, i grzecznie się do niej przyznał. Jednakże teraz powstaje problem z wypłatą odszkodowania. W dobie obowiązkowego OC nie ma z tym problemów. Wszystko zostałoby opłacone z polisy sprawcy, czyli X. Tutaj jednak nikt nie miał żadnego ubezpieczenia. Co w takim przypadku? Pierwszą możliwością V jest na miejscu zdarzenia spisanie protokołu w którym X zobowiąże się do pokrycia kosztów naprawy samochodu V. Jest to bardzo optymistyczne założenie. Załóżmy w tym przypadku, że mimo, iż X potwierdza, że to jego wina, nie będzie się jednak zobowiązywał do pokrycia kosztów wizyty u mechanika. V się trochę wkurzył i sprawę oddał do sądu. W sądzie wygrał, ale sprawa kosztowała go wiele czasu i nerwów. Teraz pewnie zwolennicy OC powiedzą: Widzisz, obowiązkowe OC powinno istnieć. Nie byłoby żadnych problemów. O czym ty piszesz człowieku. Ale czy na pewno moi oponenci mają rację? OC jest obowiązkowe, a AC nie. Tak jest teraz. V nie posiadał żadnego ubezpieczenia, bo sądzi, że jest genialnym kierowcą. Może i jest, może i nie, ale zwróćmy uwagę na taką sprawę. Gdyby w naszym przypadku OC było obowiązkowe to V mimo, iż jest mistrzem kierownicy i tak musiałby je zapłacić. Bez żadnej dyskusji i tłumaczenia się podczas ewentualnej kontroli, że samochód V (a raczej jego posiadacz) nie spowoduje, żadnej kolizji czy wypadku. Gdyby V był przezorny i pomyślał o tym, że jego samochód może zostać zniszczony przez innego kierowcę, to by dobrowolnie opłacił AC. I nie traciłby czasu w sądach czy na kłótniach. Jego zakład ubezpieczeń mógłby podobnie jak w pierwszym przypadku z Z zastosować regres w stosunku do X. No chyba, że V lubi się ciągać po sądach (może to jego hobby?), i nikt by go nie zmuszał do płacenia na jakiekolwiek ubezpieczenie komunikacyjne. Proszę zauważyć - OC i tak muszą płacić wszyscy obecnie. Nie zależnie od tego jak często powodują wypadki. Niektórzy robią to nagminnie, inni mają wieloletnią (czasami aż do końca życia) bezszkodową jazdę. Ci którzy jeżdżą ostrożnie, mogliby nie płacić OC w ogóle. Gdyby nie istniało żadne ubezpieczenie obowiązkowe dla pojazdów mechanicznych ludzie mogli by sobie dobrowolnie nabywać OC lub AC według uznania. Wówczas realizowałaby się w pełni jedna z funkcji ubezpieczeń, a mianowicie funkcja wychowawcza.